Łączna liczba wyświetleń

piątek, 2 listopada 2012

sobota, 27 października 2012

5. ''- Ja jestem Michał. - odpowiedział.''

Miałam nadzieję, że wszystko co złe mamy już za sobą. Postanowiłam zadzwonić do Ady i umówić się z nią na spotkanie. Musiałam się jej wytłumaczyć. Dzwonienie nie przynosiło skutków, bo odzywała się poczta głosowa. Nie było to do niej podobne. 
- Tato zawieź mnie do Ady - postanowiłam. 
Musiałam się z nią zobaczyć natychmiast. Tata zrobił o co go poprosiłam. Zadzwoniłam do drzwi.
- Jest Ada ? - zapytałam jej mamy. 
- Tak na górze, ale ..- zaczęła lecz ja już wbiegłam na górę.
Zawsze tak robiłam. Nasi rodzice byli do tego przyzwyczajeni. Bez pukania weszłam do Ady pokoju. To co zobaczyłam było szokujące. Na łóżku obok Ady siedział Łukasz Żygadło.
- O jezu, przepraszam Ada - powiedziałam. 
Byłam trochę zdenerwowana. Dlaczego nic mi nie powiedziała?
- Marcela zostań - spojrzała na mnie takim wzrokiem, że nie mogłam odmówić.
- To ta Marcela? - rzucił Łukasz.
- Co masz na myśli mówiąc ''ta Marcela''? - zapytałam. 
Widziałam jak Ada uderza go łokciem.
- Kobieto, to o Tobie tak mówi Michał. - odpowiedział Żygi. 
Czyli Michał o mnie mówił? Cieszyłam się. Mówił o mnie, a to już coś. 
- Właśnie.. Ada ja poszłam na cmentarz i tam zasnęłam. Nie pojechałam do Michała wczoraj, ale dzisiaj już tak. Przeprosiłam go i wiesz co? Wybaczył mi. Wiem, że wszystko zepsułam, ale postaram się to naprawić jak tylko mogę - opowiedziałam Adzie. 
Nie przeszkadzała mi w tym obecność Żygadły. Widziałam jak z zainteresowaniem wsłuchuje się w to co mówię.
- Jesteście razem? - zapytałam Ady kiedy zapadła cisza. 
- Właściwie to od dwóch dni - odpowiedziała. 
Cieszyłam się. Pasowali do siebie. Ba, wyglądali jak brat z siostrą. Chociaż ona była szczęśliwa. 
     Wieczorem szliśmy na imprezę u Łukasza. Ja chciałam tam być tylko ze względu na Michała. Żygi obiecał mi, że on tam będzie. Z nerwów piłam co chwilę alkohol. Nikt tego nie widział, tym lepiej dla mnie. Od razu zaczęłyby się jakieś kazania, a ja wolałam tego uniknąć. Po chwili zobaczyłam go. Zobaczyłam Michała, ale nie tego co zwykle. Nie tego radosnego. Ten którego widziałam był smutny. Dlaczego? Przez Marcele. Byłam tak strasznie głupia, że sama w to nie wierzyłam. Jak mogłam go tak od siebie zrazić? Piłam dalej. Postanowiłam nie zwracać na niego uwagi. Nalałam sobie znowu pełną szklankę i usiadłam gdzieś w zaciszu na schodach. Zatapiałam swoje smutki w alkoholu. Poczułam jak ktoś siada obok i zabiera mi z rąk szklankę. 
- Oszalałaś ? - To był Michał. Chciałam tego i tak też było.
- Kocham Cię. Dlaczego nie będzie tak jak wcześniej? Zacznijmy od początku. Jestem Marcela. - wybełkotałam, ale świadomie. 
Widziałam chwile zawahania u Michała. 
- Ja jestem Michał. - odpowiedział.
Patrzeliśmy na siebie przez pewien czas. 
- Nie możesz tu dłużej zostać - dodał i wziął mnie na ręce. 
Jechaliśmy gdzieś samochodem. Byłam pół przytomna. Prawdopodobnie uratował mnie od kary rodziców. Gdyby tylko zobaczyli mnie w takim stanie.. Czułam jak jestem znowu w jego ramionach. Mogłabym w nich już zostać na zawsze.
      Obudziłam się. Otworzyłam oczy i wiedziałam już gdzie jestem. Byliśmy w jego mieszkaniu. On spał na podłodze. 
- Przepraszam - szepnęłam i złapałam się za głowę, która niemiłosiernie mnie bolała.
Widziałam jak Michał się zrywa. 
- Spokojnie - powiedziałam. - Straszna byłam ? - zapytałam.
- Nie. Rzygałaś tylko trzy razy i opowiedziałaś mi chyba całe swoje życie - zaśmiał się.
- Pamiętam, że zaczęliśmy od nowa - widziałam jak na jego twarzy pojawia się uśmiech.
Było mi wstyd, że urządziłam mu taki koszmar. 
- Kocham Cię - podeszłam do niego i musnęłam jego usta.
Nie wiedziałam czy robię dobrze, ale pragnęłam tego. Czekałam na jego odpowiedź. Doczekałam się. Zaczęliśmy się całować.
- Chciałem wczoraj, ale wolę żebyś to pamiętała - powiedział w międzyczasie.
Wrócił Michał. Mój dawny Michał. Nie chciałam tego psuć. 
- Mogę wziąć prysznic? - zapytałam kiedy skończyliśmy. 
- Tak, ja w takim razie przygotuję śniadanie i  jakieś proszki przeciwbólowe - musnął mnie w czoło i zniknął gdzieś za drzwiami.
- Michaaał - krzyknęłam - Gdzie jest łazienka? - zapytałam, bo jego dom był ogromny.
- Naprzeciwko - odparł i puścił mi oczko. 
Chciałam żeby tak było już zawsze. Z bólem głowy poszłam wziąć prysznic. Potrzebowałam go, bo śmierdziałam alkoholem. Jak ja mogłam tak się upić?

czwartek, 18 października 2012

4. '' - Michał?! Michał.. poznaj Kacpra - powiedziałam.''

Wtedy spojrzałam na niego inaczej. Obrazy rozpieszczonej gwiazdeczki zniknęły z mojej głowy. Stał się kimś bliskim. Człowiekiem, który doskonale wie co we mnie siedzi.
- I wiesz co? Nie przepraszaj. Najlepiej zapomnij o tym i dalej bądź taka zimna i chamska w stosunku do ludzi - dodał i zniknął gdzieś w otchłani.
Co ja najlepszego zrobiłam?
- Przepraszam - Krzyknęłam kilka razy.
Wiedziałam że on na to nie zwróci uwagi. Dlaczego byłam taka głupia? Dlaczego nie zauważyłam, że ranię ludzi? Czułam się winna. Powinnam. Sama siebie tak urządziłam. Obrażałam się o byle co, a chciałam być traktowana jak dorosła.

      - Ada, powiedz mi. Czy ja naprawdę jestem tak strasznie chamska? - zapytałam przyjaciółki wchodząc , z płaczem, do pokoju. Wiedziałam, że jest kimś kto potrafi mnie słuchać.

- Opanuj się. Nie płacz. Co się dzieje? - odpowiedziała widząc w jakim jestem stanie.
Opowiedziałam jej wszystko ze szczegółami. Nie byłam zdziwiona gdy ona stwierdziła, że Michał ma racje.
- Marcela. Jedź do niego. - zaproponowała nagle Ada.
- Masz rację - odparłam i wyszłam z jej domu.
Po mojej głowie snuły się przedziwne myśli. Iść czy nie iść? Nie wiedziałam co zrobić, więc znowu szłam przed siebie. Byłam zagubiona. Chciałam żeby ten dzień się skończył, bo wierzyłam w lepsze jutro. Kolejny raz się poddałam. Moje nogi poniosły mnie na cmentarz. Było już ciemno, ale ja nie odczuwałam strachu. Stałam przed grobem Kacpra. Czułam go blisko.
- Opiekuj się mną - powiedziałam i uklękłam obok pomnika.
Łzy leciały mi po policzkach. Kacper ułożył się koło mnie. Widziałam go. Uśmiechał się.
- Marcela. Wstawaj,obudź się - usłyszałam czyjś głos.
Zostałam również przykryta kurtką.
- Michał?! Michał.. poznaj Kacpra - powiedziałam.
Byłam w szoku.
- To ja. Twój ojciec. Chodź do domu kochanie - odparł '' Michał ''
Dlaczego jego widziałam? Miałam nadzieje, że przyjdzie i będę mogła mu wszystko wyjaśnić.
Dojechaliśmy do domu.
- Marcela - zostałam wyściskana przez mamę. Poczułam się dla niej odrobinę ważna.

 - Chodź, ugotowałam kakao - dodała.
Napiłam się odrobinę i od razu się ocknęłam.
- Marcela co się dzieje? Jaki Michał? - zapytała mama.
- Mamo, bo pojawił się Michał i zaczęłam czuć bardziej. Zraniłam go - opowiedziałam jej całą historię. Czułam się wolna.
Musiałam jej o tym powiedzieć. Nie lubiłam mieć tajemnic przed rodzicami. Postanowiłam, że pójdę do pokoju, aby się zdrzemnąć. Usłyszałam jednak, przez przypadek, rozmowę rodziców.
- Wymyśl coś Paweł, proszę Cię - błagała mama.
Co oni wymyślili?
- Jutro ją tam zabiorę. Obiecuję. Nie denerwuj się - odpowiedział ojciec.
Czułam się podle podsłuchując ich rozmowy.
      Całą noc nie zmrużyłam oka. W sumie to z nocy zostały tylko jakieś trzy godziny, więc płożenie się do łóżka nie miało sensu.
- Marcela! Ubieraj się - usłyszałam jak tata do mnie krzyczy z dołu.
Fakt, teraz chciał mnie gdzieś zabrać, tak jak obiecywał wczoraj. Przygotowana szybko zbiegłam na dół.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam.
- Niespodzianka - odparł.
Nie lubiłam niespodzianek. Chciałam wiedzieć od razu co i jak.  Byłam ciekawa gdzie on ma mnie zamiar zawieźć. Dojechaliśmy do miejsca, które doskonale znałam. Na halę w której trenowali siatkarze.

- Chodź - powiedział ojciec wypuszczając mnie z auta. Co to wszystko miało znaczyć?
Doszliśmy na miejsce. Ujrzałam Michała.
- Tato? Co jest grane? - obejrzałam się za siebie ale ojca już za mną nie było. Co miałam przez to rozumieć? Widziałam jak Michał siedzi sam na ławce. Pierwszy raz zobaczyłam go tak smutnego. 
- Michał - krzyknęłam i podbiegłam do niego, ale on nawet nie drgnął. - Michał, przepraszam Cię - powiedziałam, ale nawet na mnie nie spojrzał. - Proszę Cię powiedz coś - szarpałam jego ręką, ale on jakby nigdy nic poszedł grać. Wiedziałam, że nic nie mogę zrobić, więc pobiegłam do auta.
- Marcela.. Ada nam powiedziała, bo martwiliśmy się gdy zaginęłaś. Nie gniewaj się - powiedział do mnie ojciec, ale znowu gdzieś zniknął.
- Co się dzieje? - odruchowo się obróciłam.
- Wybaczam - zobaczyłam Michała. Nadal był smutny. Stał przede mną, popatrzył jeszcze chwilę i odszedł. Odetchnęłam troszeczkę z ulgą. Wybaczył mi. To dobry początek czegoś. Czego? Sama nie wiem. Wsiadłam do auta, w którym jak się okazało, był już ojciec. 
- Wybaczył mi - niemalże pisknęłam. Z czego się cieszyłam? Zachowywałam się jak wariatka.


wtorek, 16 października 2012

3. ''Dzień dobry. Do tej klasy chodzi Marcelina? ''

- Wyluzuj. Nie mam zamiaru się do niego odzywać. - odburknęłam. Od dalszych rozmów uratował mnie dzwonek.
Dwie pierwsze lekcje minęły dosyć szybko. Siedzieliśmy w klasie na najnudniejszej lekcji świata, czyli fizyce. Nienawidziłam tego przedmiotu. Po nim zawsze wychodziłam półprzytomna. 
- Proszę - usłyszałam głos nauczyciela odpowiadający na czyjeś donośnie pukanie. Nie zawracałam sobie tym głowy i jak zwykle rysowałam w zeszycie.
- Dzień dobry. Do tej klasy chodzi Marcelina? - do pomieszczenia, ku mojemu zdziwieniu, wszedł Michał Winiarski.
- Boże Święty - powiedziałam szeptem. Ten chłopak naprawdę był uparty.
- Tak. Marcelina ktoś do Ciebie - powiedział  nauczyciel.
- Jakbym nie słyszała - odpowiedziałam i spuściłam głowę. 
- Mogę ją na chwilę porwać? - zapytał Michał. Oczy nauczyciela świeciły się jak pięć złoty. W międzyczasie zdążył poprosić o autograf. Wszystkie dziewczyny w klasie wzdychały w stronę Michała. Łącznie z Adą, która szturchała mnie łokciem namawiając żebym się zgodziła.
- Nie ma mowy. Ja się uczę - odpowiedziałam żeby zrobić mu na złość. Widziałam jak się wycofuje. Podziękował i wyszedł z klasy, pytając ile potrwa jeszcze ta lekcja. W mojej głowie pojawił się chaos. To najczęściej w niej było.
- Pf, jesteś głupia - powiedziała mi do ucha Ada. Uśmiechnęłam się do siebie, bo nic nowego nie odkryła. Lekcja trwała jeszcze wieki. Nagle usłyszeliśmy dzwonek. Nie był to jednak dzwonek na przerwę. Informował nas on o pożarze. Wszyscy z piskiem wybiegli z klasy. 
- Co jest grane?! - powiedziałam do Ady ściskając jej rękę. Razem wyszłyśmy z klasy. Czułam jak ktoś bierze mnie na ręce i biegnie w stronę schowka szkolnego. Szczypałam go i kopałam, ale to nic nie pomogło. Gdy odstawił mnie na ziemie dostrzegłam, że to on. To Michał. Czy on był niepoważny? 
- Co Ty wyczyniasz - wydarłam się na niego. - Skąd pomysł z alarmem? Czy Ty jesteś normalny? - dodałam.
- Nie marudź tylko chodź. - złapał mnie w pasie i razem wyskoczyliśmy przez okno. Czułam jak wsadza mnie do samochodu. Poddałam mu się. Sama nie wiedziałam dlaczego, ale chciałam właśnie z nim jechać.
- Idiota - burknęłam, a on zadowolony z siebie usiadł za kierownicą. Zauważyłam, że w ręku trzyma mój telefon. - Skąd Ty go do cholery jasnej masz? 
- Napisałem sms'a do Ady, że wszystko w porządku - puścił mi oczko i uśmiechnął się uroczo. 
- Gdzie Ty mnie wieziesz? - zapytałam.
- Do domu skarbie, do domu, ale... - powiedział.
- Jest jakieś ale? - jak zwykle odpowiedziałam niemiło.
- Ale musisz umówić się ze mną dziś wieczorem, o dziewiętnastej. W sumie nie masz wyjścia, bo przyjadę i wyciągnę Cię z domu jeśli nie. W restauracji niedaleko szpitala. - zaskoczył mnie. Po co miałabym się z nim spotykać?
- Marzenia - odparłam gdy poczułam, że stajemy. Wysiadłam pędem z samochodu.
Przez szybę Michał pokazywał mi, że ma mój telefon. Śmiał się. Był już pewny, że przyjdę na spotkanie, aby odzyskać swoją zgubę. Byłam na siebie zła. Jak mogłam do tego dopuścić? Sięgałam do kieszeni, mając na celu wzięcie telefonu, aby napisać do Ady i prosić o pilne spotkanie, ale przypomniałam sobie, że go nie mam.
- Super - powiedziałam sama do siebie. Niechętnie poszłam do domu gdzie zastałam mamę czekającą z obiadem. Przyjrzałam jej się. Faktycznie było po niej widać, że spodziewa się dziecka. Dlaczego tak późno to zauważyłam? Miała większy brzuch. Była inna. Weselsza.
- Siadaj skarbie - powiedziała i wskazała palcem na obiad.
- Mamo.. Który miesiąc ? - zapytałam niepewnie przeżuwając jedzenie.
- Niedługo zacznie się piąty. Wiem, że wcześniej nie było aż tak widać, ale czasem tak jest - odparła i pocałowała mnie w czoło.
- Cieszę się - czułam jak wzbiera się we mnie zazdrość. Mama gładziła brzuch swoją ręką, niekiedy do niego mówiła.  
Posłusznie zjadłam zupę. Od kiedy ja byłam tak porządną córką? 
      Ja. Osoba, która jak zwykle ma pecha, miała go i teraz. Czas pędził jak szalony. Co ja miałam ze sobą zrobić? Wzięłam pierwszą lepszą koszulę z wieszaka, rurki i włożyłam to na siebie. Włosy przeczesałam raz szczotką. Nie miałam ochoty na jakieś specjalne strojenie się. Wyszłam z domu. Nie mówiąc nikomu gdzie idę i kiedy wrócę. Po prostu wyszłam. Jest. Czeka. Zauważyłam go w oknie. On mnie chyba też. Jeszcze nigdy nie czułam się tak dziwnie. Było mi zimno. Michał miał na sobie bluzę z kapturem, aby ludzie go nie rozpoznali.
- Daj telefon - krzyknęłam na całą restaurację. Co ja wyczyniałam? 
- Nie denerwuj się. Usiądź - posłuchałam się go, a on w zamian oddał mi telefon.
- Zamówiłem pizze. Lubisz? - zapytał.
- Chyba Cię pogięło. Jadłam już w domu. Sam zjesz - odburknęłam.
- Marcela. Nie bądź taka zimna. Wiem, że wiele przeż.. - ugryzł się w język.
- Co zrobiłam? Co Ty o mnie możesz wiedzieć? Ty taka zapatrzona w siebie gwiazdka. Chłopak za którym szaleją miliony dziewczyn. Co Ty możesz wiedzieć o zwykłej dziewczynie? - pękłam.  Jakim prawem mówił, że wie jak wiele przeszłam? Czułam jak w okół nas zbiera się tłum ludzi. Oczywiście nie zabrakło paparazzich. - Wiedziałam, że tak będzie. Żegnaj. - powiedziałam i z płaczem wybiegłam z restauracji. Nie obchodziło mnie co on zrobi. Poruszył coś we mnie. Dotknął tego o co się najbardziej bałam. Czego mogłam się spodziewać? Biegłam w stronę parku. Usiadłam pod drzewem zanosząc się od płaczu. To bolało. Niesamowicie bolało. Usłyszałam szelest. Ktoś był w tym parku razem ze mną.
- Marcela - ujrzałam Michała - Przepraszam - odparł. - Zrozum mnie, proszę. Zrozum zapatrzoną w siebie gwiazdkę. Myślisz, że ja nie mam uczuć? Myślisz, że gdy mnie odtrącałaś czułem się dobrze? Mylisz się. Może jestem sławny,bogaty, ale jestem tylko zwykłym człowiekiem. Mam uczucia. Nie jesteś jedyną osobą, którą dotknęła jakaś tragedia. I powtórzę, że wiem co czujesz. Straciłem ojca w wypadku samochodowym. Kierowałem. Tak, ja. Spowodowałem wypadek, ale on zginął. Ale i tak powiesz, że nie wiem co czujesz. - mówił zapłakany. Pierwszy raz widziałam płaczącego faceta.

__ 
Jest 3. Dziękuję za te pięć osób, które dodały komentarze pod ostatnim postem. Dały mi znak, że czytają :) DZIĘKUJĘ Z CAŁEGO SERCA.
 

poniedziałek, 15 października 2012

2. ''- Zaczekaj - usłyszałam, ale biegłam już w stronę domu. ''

- Chyba sobie kpisz. On to wyższa liga. Nie spojrzałby na taką wieśniarę. Zresztą.. Nie mogę,nie podoba mi się. - przed moimi oczyma stanął Kacper.
- Już dobrze, przepraszam. - powiedziała Ada przytulając mnie.
Wspomnienia wróciły. Znowu myślałam o Kacprze, ale byłam na to przygotowana. Wiedziałam, że nigdy się tego nie pozbędę. Ludzie patrzą się na mnie i plotkują, że mam osiemnaście lat,a już straciłam najbliższą osobę. Mają racje. Sama tak czułam. Osiemnaście lat to początek życia, a ja już je praktycznie wypuściłam z rąk.
- Jak było dziewczyny? - zapytał nas tata gdy wchodziłyśmy do domu.
- Poznałyśmy ich. Marceli nawet się spodobał ten mecz - powiedziała Ada. Wkurzyła mnie.
- Nieprawda. - odpowiedziałam.
- Nie kłam. Darłaś się razem ze mną. Spodobało Ci się. Wiem o tym - sprzeczałyśmy się.
- Oj dobrze. Dziewczynki nie kłóćcie się. Musimy Wam coś powiedzieć. Siadajcie - przeszliśmy do salonu. Moi rodzice traktowali Adę jak własną córkę i nie mieli przed nią sekretów. Rozsiadłyśmy się wygodnie na sofie.
- Posłuchajcie .. - zaczęła mama. Zauważyłam, że trudno było jej o tym mówić. - Jestem w ciąży - ojciec objął ją w pasie.W ciąży? Jak to w ciąży? Byłam zdziwiona. Moje oczy się powiększyły. Spojrzałam na Adę. Ona się cieszyła. Dlaczego ja nie potrafiłam? Byłam wściekła. Popłakałam się i pobiegłam do swojego pokoju. Przekręciłam zamek i rzuciłam się na łóżko. Zachowywałam się jak histeryczka.
- Marcela! Otwórz te drzwi - dobijali się we trójkę do mnie. Walenie do drzwi przycichło po trzydziestu minutach. Dali mi spokój. Potrzebowałam tego. Jak to byli w ciąży? Będę miała rodzeństwo? Po co mi? Do mojej komórki zaczął się ktoś dobijać. Na wyświetlaczu pojawił się tylko napis ''zastrzeżony'', więc nie miałam pojęcia kto to. Z racji tego, że moje okno nie było aż tak wysoko zawiązałam firanę do balkonu i bez większych trudów zeszłam na dół. Miałam ochotę na spacer. Musiałam wszystko sobie dokładnie przemyśleć. Włożyłam słuchawki do uszu i odpłynęłam. Uwielbiałam uciekać od problemów w muzykę. To mnie poniekąd uspokajało. Uliczki były puste, lekko zachmurzone co wprawiało mnie o gęsią skórkę. Mimo to szłam. Szłam przed siebie. Nie wiem gdzie, byleby jak najdalej od domu. Poczułam lekki ból w plecach. Ktoś rzucił we mnie kamieniem.
- Ała - krzyknęłam i odruchowo wyjęłam słuchawki. - Pogięło Cię ? - dodałam. Kto był tak niemądry żeby rzucać w dziewczynę kamieniem?
- Darłem się żebyś wyjęła słuchawki, ale Ty nic, więc pomyślałem - powiedział jakiś chłopak. Miał na sobie bluzę, a było tak ciemno, że nie widziałam jego twarzy.
- Moja rada? Na drugi raz nie myśl - odparłam chamsko.
- Przepraszam? - powiedział przymilającym głosem.
- Pytasz czy oznajmiasz? Czego Ty w ogóle ode mnie chcesz? - byłam ciekawa. 
- W sumie to boję się, że tutaj Ci się coś stanie - odpowiedział, a mnie wryło. Ktoś się o mnie bał, cóż za nowość.
- Mam ręce i nogi, więc jakoś sobie poradzę - odrzekłam.
- No nie wiem. Co Cię naszło na tak późny,samotny spacer? Mogę potowarzyszyć? - nieoczekiwanie powiedział chłopak. To było miłe.
- Nieważne - powiedziałam oschle. - Dowiedziałam się, że moja matka jest w ciąży. Miesiąc temu umarł mi chłopak. Nie mam powodów do życia - pękłam i wszystko mu opowiedziałam. Zaczęłam płakać jak dziecko. - Z resztą nie znam Cię. Żegnaj - powiedziałam gdy zorientowałam się co wyczyniam.
- Zaczekaj - usłyszałam, ale biegłam już w stronę domu.  Nie chciałam do niego wracać. Po co ja mu to opowiadałam? A jeśli ten ktoś mnie zna? Byłam naiwna jak zwykle. Nie chciałam wchodzić oknem, więc weszłam normalnie drzwiami.
- Mamo.. przepraszam - rzuciłam się jej w ramiona. Dziwiłam się, że tak często przepraszam ludzi, ale byłam zadowolona, bo to potrafiłam. Umiałam przyznać się do błędu. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Córeczko nie przepraszaj. Ja Ciebie rozumiem - odparła. Ona zawsze potrafiła mnie podnieść na duchu. Wiedziałam, że byłam okropną córką. Może lepiej, że urodzi się nowe dziecko? Pewnie będzie lepsze ode mnie. Da im szczęście, a nie odwieczne problemy tak jak ja.  
      Następnego dnia wchodząc do szkoły moją uwagę przykuła dziwna informacja. 

  '' Szukam dziewczyny o imieniu Marcelina. Brązowe włosy, piwne oczy. Wredna, ale słodka. Rozmawialiśmy po meczu.
Ps. Mogłabyś odebrać telefon?
Michał Winiarski''
- Niezły żart - powiedziałam sama do siebie. - Na pewno jakaś pomyłka - próbowałam sobie to wmówić mimo, że wszyscy na mnie patrzyli. Byłam jedyną Marceliną w tej szkole, to fakt, ale czego chciał ode mnie Winiarski? - To żart - powiedziałam znów do siebie i podeszłam pod klasę. 
- Marcela. Widziałaś ?  - podeszła do mnie podekscytowana Ada. - On Ciebie szuka. Opis pasuje tylko do Ciebie. Mówiłam, że mu się spodobałaś ? - dodała.


__
Ktoś to czyta :)?

niedziela, 14 października 2012

1. '' Przecież nie zależało mi na tym meczu. ''

Nie chciałam iść na ten mecz. Codziennie wysłuchiwałam moich koleżanek w szkole, które podniecały się siatkarzami. Może przez nie jestem negatywnie do nich nastawiona? '' Winiar to, Kurek tamto, Zibi tamto..'' Bla,bla,bla. To było nie do wytrzymania. Nawet Ada cały czas mówiła tylko o nich. Wracając do domu momentalnie poczułam jak robi mi się słabo. Miałam mroczki. Co się ze mną działo?
- Wszystko w porządku ? - zapytał mnie jakiś mężczyzna. Kompletnie nie wiedziałam kim on był.
- Tak - odetchnęłam. Wzięłam jeszcze kilka głębszych wdechów i wszystko się uspokoiło. Co to było? Nie miałam zielonego pojęcia. Widziałam jak facet się oddala. Jak dobrze, że istnieją jeszcze tacy ludzie, którzy nie przechodzą obojętnie gdy komuś coś się dzieje. Może za dużo płakałam? Może to zwykłe przemęczenie? Postanowiłam, że nie powiem nic mamie. Nie chciałam żeby się zamartwiała.
- Mamo, wróciłam - krzyknęłam przechodząc przez próg domu. - Mamo, jesteś? - w domu panowała grobowa cisza. Gdzie oni poszli? Poszłam do kuchni, bo zauważyłam na stole jakąś kartkę.

'' Wrócimy późno. Jesteśmy w kinie. Nie czekaj na nas''

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Cieszyłam się, że im się wszystko układa. Zmęczona położyłam się spać. 
      Winiarski uśmiechał się do mnie. Przybliżył swoją twarz i musnął moje usta.
- NIE! - obudziłam się wrzeszcząc. Byłam cała spocona. To był jakiś koszmar. Można było powiedzieć nierealny koszmar. Zwlokłam się z łóżka z zamiarem wzięcia kąpieli. Siedząc w wannie zadzwonił telefon. Mokrymi rękoma z niechęcią go odebrałam.
- Co ? - powiedziałam gburowatym głosem.
- Za godzinę będę - niemalże wykrzyczała, radosnym głosem, Ada. Naprawdę była już 15? Strasznie szybko płynął mi czas.
Po kąpieli podeszłam do mojej szafy. Kompletnie nie wiedziałam co na siebie włożyć. Pierwszy raz od miesiąca chciałam dobrze wyglądać, to było dziwne. Dlaczego akurat teraz chciałam wyglądać ładnie? Przecież nie zależało mi na tym meczu. 
- Właź - krzyknęłam, bo ktoś dobijał się do drzwi, a ja byłam pewna, że to Ada. 
- Masz tutaj koszulkę  - rzuciła mi ją w twarz. Ona była już ubrana. Wyglądała normalnie. Koszulka i rurki. - Rusz się - powiedziała. 
- Co ja mam założyć? Nie mam ciuchów - powiedziałam 
- Załóż te krótkie spodenki - odparła Ada - Masz ładne nogi. Zakładaj, no.
- Zmarznę, ale niech Ci będzie - w mgnieniu oka byłam gotowa.
- Hola, hola jeszcze żółto-czarne serca na twarzy - wyjęła już farbki i zaczęła malować.
- Zwariowałaś? - tego było już było za dużo. - Nie będę robić z siebie psycho-fanki. 
- Nie daj się prosić - siłą zaczęła mi już je malować. Poddałam się. 
      Po półgodzinnej podróży autobusem byłyśmy już na miejscu. Ludzie dziwnie na nas patrzyli. 
- Mogłam jednak ubrać długie spodnie - szepnęłam do Ady. Widziałam jak obleśni kolesie na mnie patrzyli. Zajęłyśmy swoje miejsca. Byłam znudzona. Widziałam jak moja przyjaciółka się cieszy. 
- Mamy żółte serca, w których płynie czarna krew! Bo to SKRA BEŁCHATÓW, bo to SKRA BEŁCHATÓW jest! - zaczęła śpiewać Ada. Myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Wszyscy patrzyli w naszą stronę, co było dosyć krępujące.
- Weź się zamknij - ryknęłam w jej stronę, bo było mi za nią wstyd.
      Chłopacy wygrali mecz z Resovią. W którymś momencie sama poczułam to co Ada i razem z nią krzyczałam wniebogłosy. Wiedziałam jaka będzie jej reakcja. Spojrzała na mnie z lekkim zażenowaniem. 
- Marcela idziemy - złapała mnie mocno za rękę i zaprowadziła wprost do chłopaków ze Skry. Czy ona straciła rozum? Znowu mi było za nią wstyd. Podchodziła do każdego z nich, robiła sobie z nimi zdjęcia i brała autografy.
- Marcelina chodź - powiedziała do mnie, ale ja tylko kiwnęłam przecząco głową i stałam obok czekając aż ona skończy. Byłam naburmuszona.
- Chcesz autograf ? - powiedział do mnie jeden z grających w Skrze. Wiedziałam, że był to Michał Winiarski. Akurat chyba jego każda by rozpoznała. Po charakterystycznych oczach.
- Prosisz się o autografy? - zakpiłam z niego. - Chyba jesteś śmieszny - powiedziałam. Widziałam zmieszanie na jego twarzy.  
- Ostra? Lubię takie - odparł śmiejąc się ze mnie. Nie ukrywałam tego, że również mnie rozśmieszył. 
- Oszczędź sobie. Zostałam zmuszona żeby tu przyjść - chciałam udawać twardą. Nagle Winiara nie było już obok. Rozmawiał z Adą. Czułam dziwne ukłucie w sercu.  Postanowiłam tam podejść.
- Ada długo jeszcze ? - byłam na nią zła. Poczułam jakieś lekki ból brzucha.
- Mała, nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi - powiedział Michał wbijając palce w mój brzuch.
- Ty się nie odzywaj - znowu nie wiedziałam jak się zachować w stosunku do niego. Nie chciałam przyznać się, że mnie zainteresował. - Rusz się Ada. - mówiłam coraz bardziej wściekła. Pożegnała się ze wszystkimi i wsiadłyśmy w autobus.
- Wiesz co Marcela.. Wpadłaś mu w oko, nie zepsuj tego - powiedziała do mnie. 
 

sobota, 13 października 2012

Prolog.

      I resztkami bezsensownej nadziei, każdego wieczoru łudziłam się, że był zdolny do tego, aby dać mi coś od siebie. By otworzył kłódkę do swojego serca, oplecionego pajęczyną obojętności. Ale dzisiejszego wieczoru, wyparłam się ułożonych w głowie nadziei, zniknęły. Jego już nie ma, niech ktoś inny teraz próbuje odkurzyć Jego uczucia. - moje myśli nie dawały mi spokoju. Zakłóciła je Ada wchodząc do mojego pokoju.
- Nie umiesz pukać? - rzuciłam wściekła, ale mimo to padłam w jej ramiona-Nie mam już siły udawać, że wszystko jest okej. Jestem zmęczona. Tak bardzo, że najchętniej położyłabym się do łóżka i nie wstawała. Przespałabym dzień, dwa, może miesiąc lub rok. Może całe życie.- powiedziałam zalewając się falą łez.
- Nie mów tak. Ten wypadek to nie Twoja wina. Proszę Cię nie płacz. - odparła Ada.
Nie miała racji. To była moja wina. Nie powinnam pozwolić mu, aby usiadł za kółko kiedy był pod wpływem alkoholu. Dlaczego ja przeżyłam? Jego rodzice widzą we mnie teraz wroga mimo, że kiedyś mieliśmy wspaniałe kontakty.
- Posłuchaj.. Tyle wspomnień mam związanych z tym człowiekiem, tyle kłótni, tyle szczęścia, tyle splotów rąk. Nie zapomnę żadnej chwili, która była z jego udziałem. Nie zapomnę jak bardzo go kochałam, jak bardzo cierpiałam po jego odejściu i jak tęskniłam kiedy nie mogłam już widywać. Nigdy nie wydrapię go ze swojego serca, ale postaram nauczyć się z tym żyć, nauczę się ignorować to ukłucie w sercu kiedy ktoś o nim wspomina. Był i zawsze będzie tą moją niespełnioną, piękną i wyjątkową miłością. Zawsze będę go kochać i nawet jeśli będę z innym, on jest dla mnie ważny. Nie pytaj czemu, to po prostu była miłość.
- Marcela. Ja Cię rozumiem. Pamiętaj tylko, że czas leczy rany. To dopiero miesiąc i na pewno nie będzie Ci łatwo przez następne pięć. Z czasem wszystko minie, ale ja będę Cię wspierała. Jestem Twoją przyjaciółką i pomogę Ci przez to przejść. Musisz tylko mi na to pozwolić. - tkwiłyśmy w objęciach jeszcze przez chwilę.
- Marcela! Chodźcie na dół. Herbata stygnie - z kuchni doszedł do nas głos matki.
- No idziemy już,chwila.. - powiedziałam zaryczanym głosem. Otarłam łzy i jakby nigdy nic zeszłyśmy na dół.
- No nareszcie! - powiedziała mama oparta o zlew. - Znów płakałaś? Marcela dziecko drogie. - jej głos był chłodny. Miała swoje zdanie i nie chciała go za nic w świecie zmienić. Nie lubiła Kacpra. Zawsze powtarzała, że ten chłopak nie ma nic w głowie. Postanowiłam, że to przemilczę i posłusznie z Adą usiadłyśmy do stołu.
- 11.. 12 .. - zaczęła liczyć Ada. - Dużo jeszcze będziesz słodziła? - powiedziała, a ja zaczerwieniłam się ze wstydu.
- Um.. Przepraszam. Zamyśliłam się. - odpowiedziałam i odłożyłam cukier.
Nagle poczułam wibrację i spojrzałam na telefon.
- Tata dzwoni - oznajmiłam i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo tato?
- Skarbie, mam dla was bilety na mecz Skry, wiem, że Ty niezbyt się tym interesujesz, ale pomyślałem.. - powiedział.
- Tak. Ada się ucieszy, dziękuję Ci - odpowiedziałam przerywając mu i rozłączając się.
- Co?! Bilety na mecz Skry? To żart? - krzyknęła Ada, która wcześniej uważnie podsłuchiwała moją rozmowę z tatą.
- Najwidoczniej nie, idziemy po bilety? - zaproponowałam. Chciałam się oderwać. Całe dnie spędzałam w domu.
- Jasne! - wiedziałam, że ona mi nie odmówi. Mama tylko przytaknęła
głową, więc narzuciłam na siebie bluzę i wyszłyśmy w stronę szpitala w którym pracował tata. Był lekarzem, który niejednokrotnie uratował komuś życie. Po kilku minutach byłyśmy już na miejscu.
- Cześć tato - dałam mu buziaka na przywitanie. - Przyszłyśmy po bilety. - mówiłam bez większego entuzjazmu.
- Proszę - wyciągnął je z kieszeni fartucha, a ja pozwoliłam, aby wzięła je Ada.
- Dużo zapłaciłeś? - zapytałam.
- Nieistotne. Bawcie się dobrze. - odpowiedział. Każdy chciał żebym się uśmiechała, ale nie potrafiłam. To było zbyt ciężkie. 
- Postaram się - odparłam, ale byłam pewna, że Ada znajdowała się w siódmym niebie. - Cześć - pożegnałam się z tatą.
Razem z Adą postanowiłyśmy, że zajdziemy jeszcze do pobliskiej restauracji. Ona cały czas miała te bilety w rękach i co jakiś czas je całowała. Wiedziałam, że jest szczęśliwa. Usiadłyśmy przy stolikach zamawiając gorącą czekoladę.
- Kiedy ten mecz? - zapytałam.
- Ju..ju.. jutro - odpowiedziała podekscytowana Ada. - W końcu ich zobaczę. Nie wiem jak Ci dziękować - dodała.
- Nie mi. Mojemu tacie. Najważniejsze, że się cieszysz. Jak się ubierzesz? - powiedziałam.
- Mam dwie koszulki Skry. Dla mnie i dla Ciebie - zaczęła mówić.
- Ja tego nie założę - powiedziałam uparcie. 
- Marcela.. Proszę Cię. Chociaż raz - popatrzyła na mnie swoimi słodkimi oczyma.
- No dobra. Jeden jedyny - odparłam trochę zła na swoją decyzję, przecież umiałam się przeciwstawiać. - To widzimy się o 16 u mnie? - powiedziałam i pocałowałam ją w policzek na pożegnanie.