I resztkami bezsensownej nadziei, każdego wieczoru łudziłam się, że był zdolny do tego, aby dać mi coś od siebie. By otworzył kłódkę do swojego serca, oplecionego pajęczyną obojętności. Ale dzisiejszego wieczoru, wyparłam się ułożonych w głowie nadziei, zniknęły. Jego już nie ma, niech ktoś inny teraz próbuje odkurzyć Jego uczucia. - moje myśli nie dawały mi spokoju. Zakłóciła je Ada wchodząc do mojego pokoju.
- Nie umiesz pukać? - rzuciłam wściekła, ale mimo to padłam w jej ramiona-Nie mam już siły udawać, że wszystko jest okej. Jestem zmęczona. Tak bardzo, że najchętniej położyłabym się do łóżka i nie wstawała. Przespałabym dzień, dwa, może miesiąc lub rok. Może całe życie.- powiedziałam zalewając się falą łez.
- Nie mów tak. Ten wypadek to nie Twoja wina. Proszę Cię nie płacz. - odparła Ada.
Nie miała racji. To była moja wina. Nie powinnam pozwolić mu, aby usiadł za kółko kiedy był pod wpływem alkoholu. Dlaczego ja przeżyłam? Jego rodzice widzą we mnie teraz wroga mimo, że kiedyś mieliśmy wspaniałe kontakty.
- Posłuchaj.. Tyle wspomnień mam związanych z tym człowiekiem, tyle kłótni, tyle szczęścia, tyle splotów rąk. Nie zapomnę żadnej chwili, która była z jego udziałem. Nie zapomnę jak bardzo go kochałam, jak bardzo cierpiałam po jego odejściu i jak tęskniłam kiedy nie mogłam już widywać. Nigdy nie wydrapię go ze swojego serca, ale postaram nauczyć się z tym żyć, nauczę się ignorować to ukłucie w sercu kiedy ktoś o nim wspomina. Był i zawsze będzie tą moją niespełnioną, piękną i wyjątkową miłością. Zawsze będę go kochać i nawet jeśli będę z innym, on jest dla mnie ważny. Nie pytaj czemu, to po prostu była miłość.
- Marcela. Ja Cię rozumiem. Pamiętaj tylko, że czas leczy rany. To dopiero miesiąc i na pewno nie będzie Ci łatwo przez następne pięć. Z czasem wszystko minie, ale ja będę Cię wspierała. Jestem Twoją przyjaciółką i pomogę Ci przez to przejść. Musisz tylko mi na to pozwolić. - tkwiłyśmy w objęciach jeszcze przez chwilę.
- Marcela! Chodźcie na dół. Herbata stygnie - z kuchni doszedł do nas głos matki.
- No idziemy już,chwila.. - powiedziałam zaryczanym głosem. Otarłam łzy i jakby nigdy nic zeszłyśmy na dół.
- No nareszcie! - powiedziała mama oparta o zlew. - Znów płakałaś? Marcela dziecko drogie. - jej głos był chłodny. Miała swoje zdanie i nie chciała go za nic w świecie zmienić. Nie lubiła Kacpra. Zawsze powtarzała, że ten chłopak nie ma nic w głowie. Postanowiłam, że to przemilczę i posłusznie z Adą usiadłyśmy do stołu.
- 11.. 12 .. - zaczęła liczyć Ada. - Dużo jeszcze będziesz słodziła? - powiedziała, a ja zaczerwieniłam się ze wstydu.
- Um.. Przepraszam. Zamyśliłam się. - odpowiedziałam i odłożyłam cukier.
Nagle poczułam wibrację i spojrzałam na telefon.
- Tata dzwoni - oznajmiłam i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo tato?
- Skarbie, mam dla was bilety na mecz Skry, wiem, że Ty niezbyt się tym interesujesz, ale pomyślałem.. - powiedział.
- Tak. Ada się ucieszy, dziękuję Ci - odpowiedziałam przerywając mu i rozłączając się.
- Co?! Bilety na mecz Skry? To żart? - krzyknęła Ada, która wcześniej uważnie podsłuchiwała moją rozmowę z tatą.
- Najwidoczniej nie, idziemy po bilety? - zaproponowałam. Chciałam się oderwać. Całe dnie spędzałam w domu.
- Jasne! - wiedziałam, że ona mi nie odmówi. Mama tylko przytaknęła głową, więc narzuciłam na siebie bluzę i wyszłyśmy w stronę szpitala w którym pracował tata. Był lekarzem, który niejednokrotnie uratował komuś życie. Po kilku minutach byłyśmy już na miejscu.
- Cześć tato - dałam mu buziaka na przywitanie. - Przyszłyśmy po bilety. - mówiłam bez większego entuzjazmu.
- Proszę - wyciągnął je z kieszeni fartucha, a ja pozwoliłam, aby wzięła je Ada.
- Dużo zapłaciłeś? - zapytałam.
- Nieistotne. Bawcie się dobrze. - odpowiedział. Każdy chciał żebym się uśmiechała, ale nie potrafiłam. To było zbyt ciężkie.
- Postaram się - odparłam, ale byłam pewna, że Ada znajdowała się w siódmym niebie. - Cześć - pożegnałam się z tatą.
Razem z Adą postanowiłyśmy, że zajdziemy jeszcze do pobliskiej restauracji. Ona cały czas miała te bilety w rękach i co jakiś czas je całowała. Wiedziałam, że jest szczęśliwa. Usiadłyśmy przy stolikach zamawiając gorącą czekoladę.
- Kiedy ten mecz? - zapytałam.
- Ju..ju.. jutro - odpowiedziała podekscytowana Ada. - W końcu ich zobaczę. Nie wiem jak Ci dziękować - dodała.
- Nie mi. Mojemu tacie. Najważniejsze, że się cieszysz. Jak się ubierzesz? - powiedziałam.
- Mam dwie koszulki Skry. Dla mnie i dla Ciebie - zaczęła mówić.
- Ja tego nie założę - powiedziałam uparcie.
- Marcela.. Proszę Cię. Chociaż raz - popatrzyła na mnie swoimi słodkimi oczyma.
- No dobra. Jeden jedyny - odparłam trochę zła na swoją decyzję, przecież umiałam się przeciwstawiać. - To widzimy się o 16 u mnie? - powiedziałam i pocałowałam ją w policzek na pożegnanie.